Jest taki dzień | Wyobrażenia

Jest taki dzień

Autor: kl. Krystian Rink

Czym jest seminarium, wie niemal każdy. Łatwo jest też domyślić się, czemu seminarium ma służyć i na czym polegać, jednak mało kto wie, jak w rzeczywistości wygląda seminaryjna codzienność.

Wyobraźnia

Autor: kl. Mateusz Pryczkowski

Wyobraźnia to zdolność, którą wykorzystujemy chyba każdego dnia. Wyobrażamy sobie jakieś wydarzenia, rzeczy, ale i miejsca. Pamiętam, że miałem kiedyś wyobrażenie o seminarium…

Pięć lat temu przekonałem się, że wyobraźnia czasami nas zawodzi. Pamiętam pierwszą noc, nieprzespaną noc, i potem kolejną. Czy to rzeczywiście jest moje miejsce? Powiedziałem wtedy: Boże, jeśli rzeczywiście chcesz, żebym tu był, to w trzecią noc chciałbym już zmrużyć oko. No i do dzisiaj śpi mi się całkiem dobrze, czasami trochę za krótko.

Pokój

Seminarium jest domem dla każdego kleryka. W tym wyrażeniu nie ma cienia przesady. To właśnie w budynku seminarium każdy z nas spędza większą część swojej formacji ku kapłaństwu. Tutaj nie tylko wysłuchujemy wykładów, egzort i modlimy się. Po prostu w seminarium mieszkamy. Oczywiście, w związku z tym mamy swoje pokoje. Bycie współlokatorem w kręgu seminaryjnym nie jest niczym nadzwyczajnym. Wszyscy starają się budować wspólnotę, mimo że przebywanie przez dłuższy czas w jednakowym gronie może być wymagające, choćby przez fakt zderzenia różnorodnych charakterów. Pokój jest szczególnym miejscem w życiu seminaryjnym – miejscem spotkań przy kawie, licznych rozmów, radości, żartów, odpoczynku. To właśnie w pokoju przygotowujemy się do wykładów. Jednak każdego wieczora życie towarzyskie w tym pomieszczeniu zamiera na rzecz silentium sacrum, czyli świętej ciszy, służącej przygotowaniu się do modlitwy następnego dnia.
Wychowałem się w dużym domu jednorodzinnym. Nigdy nie wyobrażałem sobie mieszkania w bloku, w małym pokoju. Kiedy rozpoczynałem studia w Gdańsku, najtrudniejsza była dla mnie myśl o mieszkaniu w akademiku. Szybko więc znalazłem mieszkanie w kamienicy, by wynająć je ze znajomymi. Po dwóch latach studiów podjąłem decyzję o wstąpieniu do seminarium. Ogromny gmach, przepiękny pocysterski kompleks, znajdujący się w cieniu strzelistej katedry. Jednak pokoje kleryków, chociaż wysokie jak w kamienicy, maksymalnie mają ok. 24 m2 – i to tylko te, w których mieszkaliśmy we trzech na pierwszym roku. Później mieszka się z jednym „budziarzem” (współlokatorem), a od V roku już samemu. W sumie wcale nie jest tak źle – zawiodła mnie tylko moja wyobraźnia. Co roku zmienia się pokój, ale każdy można urządzić według własnej koncepcji, mając do dyspozycji łóżko, biurko, szafę i regał na książki, których w miarę lat przybywa. Zawsze też pojawiają się jakieś własne sprzęty – przecież trzeba jakoś przyjąć gości, a także wyróżnić się na tle innych.

Kaplica

Modlitwa jest dla nas fundamentem całej formacji. Można powiedzieć, że jest także punktem wyjścia. To nią formalnie rozpoczynamy i kończymy każdy dzień. Często przystępujemy do niej w wolnych chwilach. Tutaj właśnie przeżywamy najbardziej intymne momenty pobytu w seminarium. Jesteśmy studentami teologii, chociaż pierwsze dwa lata służą poznaniu jej służebnicy – filozofii – a, cytując słynne zdanie, teologię uprawia się na kolanach. W kaplicy Pana Boga nie tylko lepiej poznajemy, rozważamy Jego słowo, adorujemy Go. Przede wszystkim budujemy z Nim relację, która jest konieczna, by w przyszłości mówić o Nim ludziom. Modlitwa w kaplicy buduje także wspólnotę seminaryjną, choć na pierwszym roku mamy własną kaplicę. Starsi bracia gromadzą się w kaplicy św. Barbary, natomiast my – w kaplicy bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego. W delikatnym odosobnieniu, pod okiem ojca duchownego, wdrażamy się we wszystkie funkcje liturgiczne i życie duchowe.
Myślałem, że będę spędzał w niej więcej czasu. Dziś bardzo chciałbym być w niej częściej. Nasza kaplica pw. św. Barbary jest bardzo prosta, ale przyjazna. W centrum znajduje się majestatyczny krzyż, ołtarz, ambona, kilka obrazów i figur świętych, organy i te „wygodne” ławki. Nigdy nie potrafiłem wyobrazić sobie wstawania przed 600, bo przecież to tak wcześnie rano, i trzeba jeszcze iść do kościoła. A jednak jest to możliwe. Kaplica seminaryjna to chyba miejsce, w którym dokonuje się najwięcej. W kaplicy, w obecności Pana, trwając na modlitwie, człowiek się przemienia. Moja decyzja o wstąpieniu do seminarium była motywowana jedynie chęcią spróbowania, lecz z upływem czasu wciąż się oczyszczała. To właśnie w seminaryjnej kaplicy wypowiedziałem swoje „TAK”. To tu wybrzmiewało fiat voluntas Tua. Potwierdzeniem tego jest Iuramentum, czyli obrzęd, w którego trakcie po wyznaniu wiary składa się przysięgę celibatu – wydarzenie poprzedzające przyjęcie sakramentu święceń wpierw w stopniu diakonatu, a potem prezbiteratu. Ufam, że podobnie będzie w moim przypadku przed święceniami kapłańskimi w maju 2018 r.

Audytorium

Audytorium to sala wykładowa. Tutaj formujemy swój intelekt. Audytorów w seminarium jest sześć. Są rozmieszczone w różnych częściach sporego budynku seminarium, więc wyjście z pokoju na zajęcia może oznaczać małą wyprawę. Mamy wiele ciekawych wykładów, a ich tematyka jest bardzo rozległa: rozpoczynając od filozofii, historii Kościoła, wprowadzenia do Pisma Świętego, a kończąc na psychologii czy emisji głosu. Dla alumna pierwszego roku to dopiero początek studiowania, dlatego wiele rzeczy jest jeszcze nowych i może wydawać się przerażających. Jednak czerpiąc z doświadczeń starszych braci, pełni optymizmu, podchodzimy do zbliżającej się sesji.
Doświadczenie studiowania na świeckiej uczelni dało mi pewne wyobrażenie. Tu jest zdecydowanie inaczej, co jednak pozwoliło mi od razu w pełni docenić nasze audytoria, tzn. sale wykładowe. Jest ich sześć – tyle, co roczników. Właściwie moglibyśmy chodzić do nich w kapciach i z kawą w ręku, bo znajdują się obok naszych pokojów. Nigdzie nie musimy dojeżdżać, nawet nie wychodzimy z budynku. Każde pomieszczenie jest inne, ma swoją historię, ale w każdym są ławki, krzesła i tablica. Bywało tak, że podczas wykładów korzystaliśmy z innych miejsc w obrębie naszego seminarium, ale najchętniej zapraszamy wykładowców do swoich pokojów (co udaje się zdecydowanie zbyt rzadko). Zajęcia na pierwszym roku rozpocząłem z piętnastoma kolegami. Dziś na wykład idzie nas już tylko ośmiu, więc wszyscy zmieścimy się nawet w małym pokoju. Frekwencja jest niemal stuprocentowa, gdyż tylko choroba usprawiedliwia absencję. Zgodnie ze zwyczajem – „tak było zawsze” – na wykładach siadamy alfabetycznie, zajmując miejsca od pierwszej ławki.

Refektarz

W refektarzu spożywamy posiłki z całą wspólnotą seminaryjną. Jak w każdym domu bardzo istotna jest wspólnota stołu. Wspólne posiłki są nie tylko czasem na pożywienie się, by zaczerpnąć sił, ale także czasem wyjątkowej obecności we wspólnocie, wspólnej modlitwy i dziękczynienia za dary Pana Boga oraz wielu ciekawych rozmów przy stole. Pełnimy także dyżury w refektarzu choć, trochę odciążając panie pracujące w kuchni.
O takim miejscu marzy chyba każdy student, wyobrażając sobie pełne talerze dobrego jedzenia. My każdego dnia dostajemy trzy posiłki, starannie i smacznie przygotowane przez panie, które pracują w seminaryjnej kuchni. Spożywamy je w jednym z dwóch pocysterskich refektarzy – najczęściej w mniejszym, bo w dużym odbywają się tylko te bardzo uroczyste. Tam też przy okazji ważnych wydarzeń w życiu seminarium zapraszani są goście. Na posiłki zazwyczaj przychodzimy po Mszy św. (śniadanie o 7:30), po wykładach (obiad o 13:00) i wieczorem (kolacja o 18:30). No i zawsze można poprosić o dokładkę! Czy można sobie wyobrazić coś lepszego?

Ogród

Jako klerycy mamy niezwykły przywilej korzystania z ogrodu seminaryjnego oraz ogrodów biskupich. To miejsca bardzo urokliwe i spokojne, w których można na chwilę oderwać się od codziennych obowiązków i rutyny. Często spacerujemy tam, by odmawiać różaniec lub po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza. Jednak ogród nie kojarzy się nam tylko z odpoczynkiem i wyciszeniem. Tam również całym rocznikiem chodzimy do pracy! Pomagamy w ten sposób panom konserwatorom, głównie w pracach porządkowych, np. grabieniu liści. Praca również służy budowaniu więzi i współpracy.
W czasie mojej formacji miałem okazję zobaczyć inne seminaria w Polsce. Z pewnością ogrodu mogą nam zazdrościć wszyscy. Popołudniami i wieczorami możemy wychodzić na spacery, najczęściej udajemy się na różaniec. Ogród seminaryjny, mniejszy to „trasa”, w którą udajemy się, by pomodlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia, a do ogrodu biskupiego idziemy na Różaniec. Oczywiście nie zawsze towarzyszy nam modlitwa, czasami to zwykły spacer, łyk świeżego powietrza, chwila relaksu, czas na przemyślenia. Niektórzy nawet biegają, ja tylko próbowałem. Najpiękniej jest od wiosny do maja, gdy wszystko w nich zakwita. W ogrodach można spotkać zwierzęta: wiewiórkę, lisa, a nawet sarnę czy bobra. Mamy również okazję wysłuchiwać „ptasich koncertów”. Jest też coś dla mnie szczególnie ważnego: w ogrodzie biskupim stoi kapliczka z figurą Matki Bożej Sianowskiej, ufundowana na 100-lecie Koła Studentów Kaszubów. Jest to kopia cudownej figury z mojej rodzinnej parafii.

Czas wolny i rekreacja

Każdy dzień w seminarium ma swój określony harmonogram. W nim znajduje się także czas na odpoczynek, który każdy organizuje sobie w indywidualny sposób. Często odwiedzamy się nawzajem, czasem odpoczywamy w samotności. Ale praktykujemy również bardziej aktywne formy wypoczynku, takie jak: gra w piłkę nożną, siatkową czy koszykową na różnych obiektach w Pelplinie, jeździmy na rowerze, chodzimy na siłownię, wspólnie oglądamy filmy. Korzystamy również ze zorganizowanych wyjazdów, np. do kina czy teatru. Każde takie działanie jest ukierunkowane na zaczerpnięcie nowych sił i radości w życiu.
Wyobrażam sobie czasami, że mam czas wolny… Moim zdaniem w seminarium nie można się nudzić. Formacja trwa cały czas: modlitwa, studia, praktyki duszpasterskie. Szczególnie te ostatnie bywają bardzo absorbujące. Jeżeli ktoś chce się w jakkolwiek zaangażować, to z pewnością znajdzie coś dla siebie. Organizujemy rekolekcje, odwiedzamy Dom Dziecka, Hospicjum, Dom Pomocy Społecznej itd. Oczywiście czas wolny, a zwłaszcza odpoczynek jest niezbędny i trzeba wciąż uczyć się higieny pracy. Myślę, że każdy odpoczywa inaczej, mamy inne hobby, lubimy inaczej spędzać czas. Niektórzy słuchają muzyki lub oglądają film, uprawiają sport, czytają książki, udają się na spacer itp.

Grupa dzielenia

Bardzo ciekawy, zwłaszcza dla kleryków pierwszego roku, jest poniedziałkowy zwyczaj grup dzielenia. Początkowo byliśmy zaintrygowani, co może kryć się pod tą tajemniczą nazwą. Szybko przekonaliśmy się, że to bardzo ciekawa i interesująca inicjatywa. Spotykamy się w kilkuosobowych grupach, zawsze w pokoju u jednego z jej członków, i dzielimy się porannym rozważaniem na temat ewangelii z przyszłej niedzieli. Ciekawym doświadczeniem jest porównanie tego, jak nad słowem Bożym rozmyślają bardziej doświadczeni koledzy, a jak robię to ja. To nauka świadectwa, które powinniśmy dawać każdemu napotkanemu człowiekowi, bez względu na nasz stan.
W rytmie tygodniowym trochę inaczej wygląda poniedziałkowy wieczór. Po wspólnej adoracji w kaplicy udajemy się w grupach kilkuosobowych (w każdej są alumni z różnych roczników) do któregoś z naszych pokoi. Tam odmawiamy kompletę, odczytujemy ewangelię z najbliższej niedzieli i dzielimy się słowem. To znaczy, każdy dzieli się tym, jak odczytuje dany fragment w kontekście tego, co aktualnie przeżywa. To bardzo budujące spotkania. Z uwagi na to, ze treści te są bardzo osobiste, zobowiązujemy się, że wszystko, co poruszamy w ramach naszej grupy jest objęte tajemnicą. Na początku trudno było mi sobie wyobrazić sens tych spotkań. Jednak z perspektywy czasu widzę, że to naprawdę dobra inicjatywa, która uświadamia mi, że wciąż za mało jest we mnie (w nas) gotowości, a może odwagi, by dzielić się wiarą.

Każdy dzień w seminarium przynosi wiele nowych wrażeń i doświadczeń. Zawsze jest okazją do pogłębiania swoich zainteresowań, rozwijania zdolności, odkrywania nowych rzeczy, poznawania ciekawych ludzi, budowania relacji z nimi, ale przede wszystkim z Panem Bogiem. Życie z Nim jest dla nas najważniejsze i to dla Niego tutaj przebywamy. Jesteśmy w seminarium Jezusa Chrystusa i całe nasze poświęcenie wynika z miłości do Niego.
Moje wyobrażenie przed wstąpieniem do seminarium było zupełnie inne od tego, jakim je zastałem. Trudno było mi zaakceptować wiele rzeczy. Dlatego zawsze chętnie wyjeżdżałem do domu, a zdecydowanie mniej entuzjazmu budziła we mnie myśl powrotu po świątecznej przerwie. Jednak to wciąż było tylko moje wyobrażenie. Rzeczywistość jest inna i jej nieustanne odkrywanie, a jeszcze bardziej doświadczenie miejsca, ludzi, a nade wszystko formacji sprawiło, że jeszcze chętniej wracam do domu – seminaryjnego domu. Chociaż teraz wyobrażam sobie, jak będzie wyglądało moje życie, gdy opuszczę pocysterskie mury i rozpocznę posługę duszpasterską. Może będzie to coś jeszcze innego? Już teraz jako diakon odbywam praktyki w parafii, całkiem blisko, bo w pelplińskiej parafii. I znów jest inaczej niż w mojej wyobraźni. Zdecydowanie lepiej!

Artykuł ukazał się na łamach kleryckiego pisma „Spojrzenia” 4/2017.